Pracownik produkcji w UK
Długo zastanawiałam się, o czym napisać w dzisiejszej publikacji. Temat jest dość trudny i poważny, ponieważ dotyczy pracy na tak zwanej „produkcji”.
W tym miejscu serdecznie pozdrawiam moje koleżanki z pracy na produkcji w Polsce – z firmy produkcyjnej w Suchedniowie oraz te z Anglii, z firmy w Southampton.
Miłej lektury!
Pracownik produkcji – kobieta w męskim świecie
W poprzednim wpisie Pierwsza zmiana pracy w UK wspominałam, że moi znajomi byli bardzo zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się, że firma, do której aplikowałam, szukała sześciu kobiet na stanowiska typowo męskie – operatorów maszyn. Wielu z nich uważało, że to praca zbyt ciężka fizycznie, szczególnie dla osoby takiej jak ja, która całe życie spędziła w biurze oraz o raczej drobnej budowie, niewysokiej, ważącej około 60 kg. No taka mała kobietka raczej do tańca niż ciężkiej pracy fizycznej.💃
Kiedy powiedziałam znajomym, że dostałam pracę w tej firmie produkcyjnej, zapanowała konsternacja. Patrzyli na mnie mniej więcej tak, jakby ktoś im powiedział, że wybieram się w Himalaje w szpilkach.
– „Przecież tam jest ciężka, fizyczna robota! Dla kobiet? Dla Ciebie?!” – usłyszałam.
– „Tam pracują tylko faceci!” - to też usłyszałam 😣
No tak, to rzeczywiście brzmiało dziwnie… ale ogłoszenie mówiło jasno: poszukiwano sześciu kobiet do obsługi maszyn. Sześciu! A więc postanowiłam sprawdzić, o co w tym chodzi i jak się później okazało moi znajomi mieli powód, żeby być zdziwieni.
Dziś opowiem Wam, dlaczego ich zdziwienie było tak duże. W firmie, w której pracowałam w Southampton, na około 150–200 pracowników było… zaledwie kilka kobiet. Na jednej zmianie – tylko dwie. Reszta to mężczyźni z różnych krajów i kultur, w których kobiety rzadko wykonują fizyczną pracę w fabryce lub nigdy nie pracują a ich jedyną rolą jest urodzenie dzieci i dbanie o dom.
Kiedy mnie zatrudniono, firma przyjęła na tak zwaną próbę tylko 6 kobiet na stanowiska typowo męskie – jako operatorzy maszyn. Praca była w systemie zmianowym po 8 godzin, więc na jednej zmianie były zaledwie dwie kobiety na ponad 100 mężczyzn!!!
To, co dla mnie było nowym zawodowym wyzwaniem, dla wielu moich kolegów z pracy okazało się prawdziwym szokiem kulturowym. Było to trochę jak eksperyment socjologiczny – obserwowanie reakcji mężczyzn na widok kobiet na produkcji.
Efekt? Były sytuacje komiczne, jak „konkurs piękności” czy spontaniczne próby poderwania, a nawet… propozycje małżeństwa.
Dla mnie wyglądało to naprawdę jak… eksperyment socjologiczny – sprawdzanie reakcji mężczyzn z różnych krajów i kultur na obecność kobiet na produkcji.
Nowy
świat i to bez biurka!
Całe życie spędziłam w biurze, (poza krótkim etapem pracy na produkcji w Polsce - o tym pisałam w poprzednim wpisie na bloga) a tu nagle ja – w ubraniu roboczym, kamizelce i w roboczych butach ochronnych z metalowymi noskami na nogach. Te buty były czasem naprawdę potrzebne bo praca polegała na obsłudze maszyn do produkcji folii oraz worków plastikowych i nie tylko a także pakowaniu pakowaniu ich do kartonowych pudeł, układaniu na palecie i czasami była potrzeba przenosić lub przewozić coś ciężkiego, łatwo było o wypadek na przykład upuszczenie czegoś ciężkiego na stopę lub przygniecenie nogi. 👣
Na początku myślałam: „Jola, co Ty narobiłaś?! Jak Ty sobie poradzisz?! Przecież to robota dla mężczyzn i to silnych!!!” Ale ja się nigdy nie poddaję a im dłużej pracowałam, tym bardziej odkrywałam, że to wcale nie jest takie straszne. Ba, miało swoje plusy!
Korzyści?
Były!
1. Nowe umiejętności: Nie tylko nauczyłam się obsługi maszyn, ale i stałam się jednym z lepszych operatorów maszyn. W sumie – kto by pomyślał, że ja, typowo „biurowa” dziewczyna, będę umiała coś włączyć, ustawić, nie zepsuć i pracować szybciej i ciężej niż czasami dwóch mężczyzn?!
2. Międzynarodowe towarzystwo: W pracy poznałam ludzi z całego świata. A że nie znałam angielskiego, początkowo dogadywałam się na migi. Teraz mogę powiedzieć, że to była najlepsza darmowa szkoła języka… no, może nie do końca darmowa, bo musiałam trochę się narobić.
3. Stabilizacja: Jako świeżo przybyła do Anglii samotna mama z nastoletnią córką, naprawdę potrzebowałam pewnego źródła dochodu, stałego kontraktu i godzin pracy, które dawały mi możliwość spędzenia popołudnia z córką. I dostałam to, czego szukałam – stałe godziny pracy oraz co najważniejsze wypłatę na czas.
Ale nie było tylko różowo ...
1. Ciężka praca fizyczna: Tak, było ciężko. Ale… dzięki temu zgubiłam kilka kilo i poprawiłam kondycję! Można powiedzieć, że to była siłownia, za którą mi płacili.
2. Monotonia: Czasami człowiek robił tę samą czynność godzinami. Ale ja traktowałam to jak medytację. Skupiasz się na tym, co robisz, i nagle okazuje się, że nie myślisz o rachunkach, problemach czy tym, że zapomniałaś kupić mleko.
3. Język: Na początku kompletnie nie rozumiałam, co mówią inni. Ale z czasem… rozumiałam coraz więcej. A do tego miałam czas po pracy i energię, by chodzić do Collegu i uczyć się języka angielskiego.
Konkurs piękności ... 👄😀😁
Podryw
w hali ... 💕👫
Drugi zabawny, ale czasem męczący i przeszkadzający w pracy aspekt
to „podryw”.Niektórzy mężczyźni, widząc kobiety w pracy, uznawali to za świetną okazję do
nawiązania „bliższej znajomości”. Padały propozycje wspólnych wyjść, randek, a
nawet… małżeństwa!Czasem były to miłe komplementy, czasem niezgrabne próby flirtu, a czasem wręcz
serialowe scenariusze w stylu „spotkaliśmy się przy maszynie – to znak od
losu”. Ciekawym była obserwacja jak zachowują się panowie z różnych krajów, to
znaczy w jaki sposób starają się umówić na randkę.
Plusy i
minusy
Podsumowując
Ta praca nauczyła mnie, że czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu… i to tak mocno, że nawet jej nie widać w lusterku wstecznym. Z biurowej dziewczyny stałam się operatorem maszyn, poznałam niesamowitych ludzi i przekonałam się, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko takie, których jeszcze nie próbowałaś. 😉
A Ty? Pracowałaś kiedyś w podobnych warunkach?
Jak wyglądała atmosfera w Twojej pracy?
Podziel się w komentarzu – jestem ciekawa Twoich doświadczeń!
Komentarze
Prześlij komentarz