Poranek po huraganie

 


Byłam pewna, że zawalił się na górze dom i przywaliło moich rodziców. Miałam wtedy tylko jedną myśl: „Co robić dalej?” To ja musiałam otworzyć drzwi na klatkę schodową, nie wiedząc czego się tam spodziewać.

Często w życiu jest tak, że pomimo lęku i strachu musimy się zmobilizować i działać.

Otworzyłam drzwi na klatkę schodową i spodziewałam się tam gruzu ale na szczęście nic nie było. Idąc w górę po schodach, z każdym krokiem i drżeniem zapalonej świeczki, którą niosłam w mojej dłoni, dzisiaj myślę, że to drżałam ja nie świeczka, zastanawiałam się z przerażeniem co będzie za drzwiami. 

Złapałam za klamkę, wstrzymałam oddech i na szczęście za drzwiami stał mój przerażony tata i powiedział: "Dziecko nie wiem co się stało ale myślałem, że się dom zawali na nas."

Na szczęście, gruby żel-betonowy sufit zdał egzamin. W mieszkaniu rodziców wszystko było w porządku, ale z powodu ciemności nic nie było widać na zewnątrz. Wyjść też się nie dało bo z powodu zbyt silnych podmuchów wiatru i ulewnego deszczu oraz przerażającej ciemności byłoby to zbyt niebezpieczne.

Wróciłam do mojego mieszkania, do dzieci na dół, uspokoiłam ich, że u dziadków wszystko jest w porządku i prosiłam aby spróbowali spać. Był środek nocy, cały czas czuwałam, nasłuchiwałam co się dzieje. Liczyłam na to, że może za chwilę się uspokoi i przestanie.  Przez chwilę tak było. Niestety około godziny trzeciej nad ranem znowu podmuchy wiatru nasiliły się i z przerażającą siłą uderzały w mój dom aż w pewnym momencie słychać było znowu spadające cegły i dziwne rytmiczne uderzanie czegoś na górze domu. Tak do poranka, kiedy około godziny 5 rano, silniejszy niż wcześniej podmuch wiatru z dziwnym zgrzytem coś podniósł na dachu. Znowu poczuliśmy jak dom się trzęsie i dziwny hałas przesuwanego dużego przedmiotu, który potwornie tarł i zgrzytał a potem huk i cisza.

Jeszcze było ciemno ale już domyślaliśmy co się stało. Wiatr ucichł, czekaliśmy jak zrobi się widno aby sprawdzić co się stało w nocy. Gdy zrobiło się widno zobaczyliśmy, ten widok. Dach z połowy domu przeleciał około 50 metrów nad podwórkiem i upadł z wielką siłą na budynek gospodarczy.

Kilka minut po godzinie 6-ej rano, złapałam do ręki telefon i wykręciłam numer do mojego bardzo dobrego znajomego, który jako jedyny przyszedł mi wtedy do głowy.

Wiedziałam, że tylko on mi mógł mi pomóc, ponieważ był fachowcem od dachów.

W telefonie usłyszałam jego wesoły głos: „Co tam Jola dach Ci k…a zerwało, że dzwonisz do mnie o 6 rano?”

Wszystkie złe emocje puściły i popłakałam się słysząc w słuchawce jego żarcik.

Już wiedziałam, że nie zostanę sama bez pomocy. Tego samego dnia, przyszli do nas wszyscy przyjaciele i pod dyrekcją mojego fachowca, zabezpieczyli dach przed deszczem oraz pozbierali wszystkie deski i belki, które jakimś cudem nie uległy zniszczeniu i nadawały się do ponownego wykorzystania. W tym miejscu, chcę jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy nam wtedy pomogli.

Niestety nie szybko dach został zrobiony, ale to inna historia….

Od czasu tego huraganu, nikt w domu już nie spał spokojnie podczas silnych wiatrów. Ja nie potrafię spać do dzisiaj, chociaż już minęło 18 lat od tych wydarzeń.

Mój tata w takie dni z niebezpieczną pogodą, chociaż z natury był bardzo spokojny oraz opanowany chodził nerwowo wokół domu lub po mieszkaniu. Mogę sobie tylko wyobrazić co czuł jako odpowiedzialny za rodzinę mężczyzna i dobry gospodarz.


         Ku pamięci mojemu ukochanemu tacie. 

         Zmarł w dniu 06.11.2013 roku    

                              







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Początki w UK

Nowe życie

English rain