English rain
Dzisiaj opowiem o Angielskim deszczu, który jest nieodłączną częścią życia w tym pięknym kraju. O tym skąd on się bierze, dlaczego tak dużo pada i jaki to ma wpływ na codzienne życie mieszkańców, w tym mnie. 😎
Jeśli ktoś chce zapytać czy naprawdę w Anglii tak ciągle
pada to dzisiaj mogę odpowiedzieć po kilku latach mieszkania w tym kraju: TAK tu ciągle pada!!!
Aby wprowadzić odpowiedni nastrój zapraszam do
wysłuchania i zobaczenia teledysku, jednego z moich ulubionych twórców Grzegorza
Turnau, którego piosenka najbardziej mi się kojarzy z Angielski deszczem,
szczególnie w porze jesieni i zimy.
https://www.bing.com/videos/riverview/relatedvideo?q=youtube+grzegorz+turnau+bracka
Wiem, nie każdy lubi taką melancholijną muzykę ale klimat
tego teledysku i słowa oddają doskonale atmosferę angielskich deszczowych dni.
Szczególnie dobrze opisuje atmosferę i emocje w czasie
deszczu refren tej piosenki:
A w Krakowie na Brackiej pada deszcz,
Gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia.
W korytarzu i w kuchni pada też,
Przyklejony do ściany zwijam mokre dywany,
Nie od deszczu mokre lecz od łez.
A w Krakowie na Brackiej pada deszcz,
Przemęczony i senny zlew przecieka kuchenny,
Kaloryfer jak mysz się poci też.
Z góry na dół kałuże przepływają po sznurze
Nie od deszczu mokrym lecz od łez.
Kiedy słucham tego utworu, myślę że, można zastąpić słowa tekstu refrenu: „A w Krakowie na Brackiej pada deszcz” na: „A w Londynie na Oxford Street pada deszcz”
I faktycznie w każdym domu jest dużo takich pojemników.
Zastanawiałam się dlaczego i czy to faktycznie potrzebne? A może one przesadzały?
Zamieszkałam w tym kraju w lipcu. Była pełnia lata, były bardzo wysokie temperatury jak na Anglię nawet 25 stopni i zero deszczu.
Wynajęłam swoje pierwsze lokum w Anglii. Mieszkanie było piękne, suche, świeżo pomalowane, pełna nadziei oraz optymizmu nie wierzyłam w teksty: poczekaj zobaczysz jak tu jest, sprawdzimy czy w tym mieszkaniu była wilgoć, tylko przyjdą pierwsze deszcze to zobaczysz jak tu się mieszka, dwa tygodnie deszczu i się okaże dlaczego jest tak tanie. Nie wierzyłam w to co słyszałam, bo przecież było tak fajnie.
Sierpień był też piękny ale coś się zmieniło w pierwsze dni września. Zaczęło padać, oczywiście na początku taki sobie deszczyk, ni to gęsty, ni rzadki taki sobie niby „kapuśniaczek” ale bardziej upierdliwy. Padało w dzień, padało w nocy czasem mniej czasem, więcej ale ciągle. W połowie września zaczęło naprawdę padać i zrobił się ten dziwny wiatr, który wlewał deszcz w każde możliwe miejsce. I tu zaczęły się spełniać „czarne przepowiednie”, szybko zrozumiałam po co są pojemniki.
W moim pięknym mieszkaniu najpierw zrobiło się chłodno i nie wiedzieć czemu sól była mokra, cukier oraz mąka też a potem ściany zaczęły zmieniać kolor. Na początku tylko w rogach, potem dołem wzdłuż trzech ścian, więc musiałam odsunąć wszystkie meble by nie zrobiła się wilgoć. Ale to była tylko przygrywka do tego co stało się dalej. Ogrzewanie oraz odsuwanie i przestawianie mebli nic nie pomogło. W Polsce dobrą metodą na wilgoć w domu jest wietrzenie i próbowałam tej metody ale ktoś mnie uświadomił, że przy wilgotności powietrza ponad 95% otwieranie okna jest bez sensu. Wilgoć na ścianach w ciągu dwóch tygodni była do połowy okien na wszystkich, nawet wewnętrznych ścianach!!! Zaczęła się robić pleśń. Wszystko było mokre, ściany meble, dywanik na podłodze, nawet naczynia były mokre. To jakieś k….a angielskie szaleństwo. Zaczęła się walka z grzybem, w mniej deszczowe dni, czyli padało na przykład rano, potem w południe i trochę nie padało po południu, to był czas na otwarcie okna i zmywanie wilgoci ze ścian za pomocą Domestosa lub produktu na wilgoć. Musiałam wietrzyć bo one śmierdzą. Było wietrzenie i suszenie ścian grzejnikami. Totalny kataklizm i szaleństwo. Ale nie było wyjścia, musiałam coś z tym zrobić bo jak mieszkać w takich warunkach i to z dzieckiem! Dobrze, że mam silny charakter i nigdy się nie poddaję bo w tym czasie, chyba płynęły by po ścianach moje łzy jak w piosence Grzegorza Turnau. Minął wrzesień, przyszedł październik, potem listopad i wtedy zaczęło naprawdę padać ciągle, dzień w dzień, noc w noc!!! To nie był już „kapuśniaczek”.😭
Woda niemal wlewała mi się do środka mieszkania. Na
początku zapomniałam powiedzieć, że to było narożne mieszkania na parterze domu.
W łazience nie było okna. Po każdym prysznicu po zimnych ścianach spływała woda
z pary. Musiałam wycierać ściany i podłogę bo wszystko było totalnie mokre. Otwieranie
drzwi do łazienki powodowało większą wilgoć w pokoju. I tak to nic nie pomagało
bo już w listopadzie, gdy szłam rano do łazienki woda stała na podłodze przy
ubikacji. Ale to nie było jeszcze najgorsze. Pewnego dnia gdy otworzyłam drzwi
do łazienki moim oczom pojawił się niesamowity widok. W tym miejscu pozdrawiam osoby
z Holandii.
W tym pięknym kraju można zażywać różne używki. Ja w łazience miałam hodowlę grzybków!!! W ciągu nocy urosło na ścianie kilka grzybów wielkości około 4, 5 centymetrów. Gdyby to były grzybki halucynogenne, ponoć bardzo dobre na depresję, mogłabym założyć hodowlę i na tym dobrze zarabiać. Z perspektywy czasu, myślę, że mogłabym też hodować w łazience pospolite zioło, wilgoć i ciepło to były dobre warunki. No i tak nasuwa mi się myśl, może dlatego tu w Anglii wszędzie czuć zioło?
Wytrzymałam w tym mieszkaniu do grudnia. Czar goryczy się przelał w chwili, gdy wszystkie moje rzeczy były wilgotne, pomimo ich trzymania na szafie przy jedynej wewnętrznej ścianie gdzie było mniej wilgoci. Wszystkie rzeczy czyli: ubrania, koce, pościel oraz buty, w tym moje najdroższe skórzane kozaki na wysokim obcasie. One nie były tylko mokre ale zaczęły już pleśnieć jak pościel i łóżko na którym spałam. Ponownie czuję ten stres, który mi wtedy towarzyszył.
W następnej części za tydzień opowiem dlaczego w Anglii ciągle pada.😀
Komentarze
Prześlij komentarz